piątek, 30 września 2016

Sekretne życie zwierzaków ... w schronisku...

Dziś byliśmy z naszymi paluszakami w Złotych Tarasach. W kinie. Przyszliśmy do dzieci, które miały oglądać film - Sekretne życie zwierzaków domowych. Psy - zdały egzamin na medal - pięknie się zachowywały, prezentowały nienaganne maniery, można się było nimi pochwalić - wbrew powiedzeniu, że dziećmi, psami i mężami nigdy się nie pochwalisz. Aż miło było popatrzeć. Dzieciaki - jak jeden mąż - super otwarte, fajne, z mega pozytywnym nastawieniem. Kochamy zwierzęta, zwłaszcza psy, te ze schroniska to już najbardziej. Trochę pogadaliśmy - jak się zachować jak widzisz błąkającego się psa, co najlepiej zrobić, jak pomóc. Dlaczego pies musi mieć adresatkę, czemu służy czip (przypomnieliśmy o darmowej akcji czipowania psów w Warszawie), jak się zachować jak twój pies ucieknie, zgubi się. Przypomnieliśmy dzieciom o podstawowych zasadach BHP z psami - nie wyciągamy rąk do obcych psów, nie rzucamy się do głaskania każdego napotkanego psa, jeśli już glaszczemy, to jak to robimy, żeby psa nie osaczać. Duma. I z dzieci i z psów.
Nawet już wesoło było. I ten moment, kiedy uświadamiasz sobie, że te kochane psy, które prezentowały wszystkie swoje umiejętności, podawały łapy, siadały, odwracały się do zdjęcia, te miluchy wkładasz zaraz do klatek, zamykasz na 4 spusty za kratami i znów mówisz: "zostań...dobry pies...ktoś cię kiedyś pokocha...wypatrzy...zobaczysz..." połykasz łzy, ciągniesz nosem, uciekasz wzrokiem od mijanych ludzi i zwiewasz jak najdalej, żeby nie myśleć, że nie zabierasz ich do swego domu... I tylko słyszysz..."ach, nie mogę przyjść do schroniska, bo tego nie wytrzymam...", "nie, wiesz, ja nie mogę wziąć psa ze schroniska, bo mam dziecko...", "nie, nie, to nie dla mnie, ja muszę mieć psa od szczeniaka...", "oj, strasznie Cię podziwiam, ja bym nie mogła..."
Ja też nie mogę... ja też ryczę... ja też przeżywam... ja też mam dziecko... też mam psa w domu... też mi czasem brakuje kasy... też mam problem jak muszę gdzieś wyjechać...
Tylko ja dokonałam wyboru. Nie wydaję kasy na coraz to nowe gadżety - ja kupuję życie psów wywożonych do mordowni, wydzieram je hyclom z rąk. Nie chodzę na paznokcie do manikiurzystki - i tak bym je zniszczyła w 5 minut - za tę kasę utrzymuję psa w domowym hoteliku - psa, którego nikt nie chciał adoptować ze schroniska przez 12 lat. Nie chodzę do drogich knajp - te pieniądze przeznaczam na zrzutkę na Rudego, żeby zaczął nowe życie, żeby zapomniał o tym co zrobili mu ludzie. I tak mogłabym wyliczać...
To mój wybór, moje szczęście, moje życie. Ten moment, kiedy zapomniany przez wszystkich kundel ma szczęście w oczach, bo po 12 latach pojechał do domu - bezcenny. Wtedy też płaczę, ale ze szczęścia. Wtedy ładuję akumulatory na kolejne smutne dni, kiedy odprowadzasz psa za kraty i mówisz: "zostań...dobry pies...ktoś cię kiedyś pokocha...wypatrzy...zobaczysz..." połykasz łzy, ciągniesz nosem, uciekasz wzrokiem od mijanych ludzi i zwiewasz jak najdalej, żeby nie myśleć, że nie zabierasz ich do swego domu...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz