Dziś był bardzo emocjonalny dzień dla mnie... nie wiem czemu tak mam, ale ostatnio adopcje nie cieszą mnie tak bardzo jak cieszyły jeszcze niedawno..od razu myślę - ile tych psów jeszcze zostało, ile jest bezdomnych na drogach, porzuconych, niechcianych...i radość jakoś tak mija bezpowrotnie. Ale w przypadku starych psów, tych najbardziej niechcianych - nawet jeśli nie chciała ich żadna konkretna osoba, ale udało się po prostu znaleźć im miejsce w dobrych, domowych warunkach, radość jest ogromna. Nawet chyba nie potrafię opisać jak dobrze mi się dziś zrobiło, gdy zabierałyśmy Ursusa ze schroniska. To najpiękniejsze chwile w moim życiu. Ten stary, umęczony pies, który w końcu będzie mógł spokojnie zasnąć. Nie przeganiany, nie odtrącany... na swoim miękkim posłaniu, ze swoją kołyderką, miską żarcia, uwagą i troską... Kocham takie chwile. I ten wzrok smutny i zamyślony, te oczy - już nie smucą, tylko napełniają niepojętą siłą...
a historia Ursusa jest w sumie krótka - wyłowiony z bagien, stary schorowany pies. Według straży miejskiej ktoś potraktował go gazem pieprzowym... Może chciał go utopić? A może Ursus chciał się wydostać i ktoś się go przestraszył? Nie wiadomo, nikt tego nie powie... ale oczy Ursusa mówią wiele. Potworny smutek, taki żal, który ściska serce.. i nie puszcza. Mnie nie puścił, musiałam go wyciągnąć ze schroniska. Nie mogłam spać, nie mogłam myśleć, cieszyć się. Cały czas pamiętałam te oczy...
pSoR - na ratunek psom
piątek, 4 listopada 2016
piątek, 30 września 2016
Sekretne życie zwierzaków ... w schronisku...
Dziś byliśmy z naszymi paluszakami w Złotych Tarasach. W kinie. Przyszliśmy do dzieci, które miały oglądać film - Sekretne życie zwierzaków domowych. Psy - zdały egzamin na medal - pięknie się zachowywały, prezentowały nienaganne maniery, można się było nimi pochwalić - wbrew powiedzeniu, że dziećmi, psami i mężami nigdy się nie pochwalisz. Aż miło było popatrzeć. Dzieciaki - jak jeden mąż - super otwarte, fajne, z mega pozytywnym nastawieniem. Kochamy zwierzęta, zwłaszcza psy, te ze schroniska to już najbardziej. Trochę pogadaliśmy - jak się zachować jak widzisz błąkającego się psa, co najlepiej zrobić, jak pomóc. Dlaczego pies musi mieć adresatkę, czemu służy czip (przypomnieliśmy o darmowej akcji czipowania psów w Warszawie), jak się zachować jak twój pies ucieknie, zgubi się. Przypomnieliśmy dzieciom o podstawowych zasadach BHP z psami - nie wyciągamy rąk do obcych psów, nie rzucamy się do głaskania każdego napotkanego psa, jeśli już glaszczemy, to jak to robimy, żeby psa nie osaczać. Duma. I z dzieci i z psów.
Nawet już wesoło było. I ten moment, kiedy uświadamiasz sobie, że te kochane psy, które prezentowały wszystkie swoje umiejętności, podawały łapy, siadały, odwracały się do zdjęcia, te miluchy wkładasz zaraz do klatek, zamykasz na 4 spusty za kratami i znów mówisz: "zostań...dobry pies...ktoś cię kiedyś pokocha...wypatrzy...zobaczysz..." połykasz łzy, ciągniesz nosem, uciekasz wzrokiem od mijanych ludzi i zwiewasz jak najdalej, żeby nie myśleć, że nie zabierasz ich do swego domu... I tylko słyszysz..."ach, nie mogę przyjść do schroniska, bo tego nie wytrzymam...", "nie, wiesz, ja nie mogę wziąć psa ze schroniska, bo mam dziecko...", "nie, nie, to nie dla mnie, ja muszę mieć psa od szczeniaka...", "oj, strasznie Cię podziwiam, ja bym nie mogła..."
Ja też nie mogę... ja też ryczę... ja też przeżywam... ja też mam dziecko... też mam psa w domu... też mi czasem brakuje kasy... też mam problem jak muszę gdzieś wyjechać...
Tylko ja dokonałam wyboru. Nie wydaję kasy na coraz to nowe gadżety - ja kupuję życie psów wywożonych do mordowni, wydzieram je hyclom z rąk. Nie chodzę na paznokcie do manikiurzystki - i tak bym je zniszczyła w 5 minut - za tę kasę utrzymuję psa w domowym hoteliku - psa, którego nikt nie chciał adoptować ze schroniska przez 12 lat. Nie chodzę do drogich knajp - te pieniądze przeznaczam na zrzutkę na Rudego, żeby zaczął nowe życie, żeby zapomniał o tym co zrobili mu ludzie. I tak mogłabym wyliczać...
To mój wybór, moje szczęście, moje życie. Ten moment, kiedy zapomniany przez wszystkich kundel ma szczęście w oczach, bo po 12 latach pojechał do domu - bezcenny. Wtedy też płaczę, ale ze szczęścia. Wtedy ładuję akumulatory na kolejne smutne dni, kiedy odprowadzasz psa za kraty i mówisz: "zostań...dobry pies...ktoś cię kiedyś pokocha...wypatrzy...zobaczysz..." połykasz łzy, ciągniesz nosem, uciekasz wzrokiem od mijanych ludzi i zwiewasz jak najdalej, żeby nie myśleć, że nie zabierasz ich do swego domu...
Nawet już wesoło było. I ten moment, kiedy uświadamiasz sobie, że te kochane psy, które prezentowały wszystkie swoje umiejętności, podawały łapy, siadały, odwracały się do zdjęcia, te miluchy wkładasz zaraz do klatek, zamykasz na 4 spusty za kratami i znów mówisz: "zostań...dobry pies...ktoś cię kiedyś pokocha...wypatrzy...zobaczysz..." połykasz łzy, ciągniesz nosem, uciekasz wzrokiem od mijanych ludzi i zwiewasz jak najdalej, żeby nie myśleć, że nie zabierasz ich do swego domu... I tylko słyszysz..."ach, nie mogę przyjść do schroniska, bo tego nie wytrzymam...", "nie, wiesz, ja nie mogę wziąć psa ze schroniska, bo mam dziecko...", "nie, nie, to nie dla mnie, ja muszę mieć psa od szczeniaka...", "oj, strasznie Cię podziwiam, ja bym nie mogła..."
Ja też nie mogę... ja też ryczę... ja też przeżywam... ja też mam dziecko... też mam psa w domu... też mi czasem brakuje kasy... też mam problem jak muszę gdzieś wyjechać...
Tylko ja dokonałam wyboru. Nie wydaję kasy na coraz to nowe gadżety - ja kupuję życie psów wywożonych do mordowni, wydzieram je hyclom z rąk. Nie chodzę na paznokcie do manikiurzystki - i tak bym je zniszczyła w 5 minut - za tę kasę utrzymuję psa w domowym hoteliku - psa, którego nikt nie chciał adoptować ze schroniska przez 12 lat. Nie chodzę do drogich knajp - te pieniądze przeznaczam na zrzutkę na Rudego, żeby zaczął nowe życie, żeby zapomniał o tym co zrobili mu ludzie. I tak mogłabym wyliczać...
To mój wybór, moje szczęście, moje życie. Ten moment, kiedy zapomniany przez wszystkich kundel ma szczęście w oczach, bo po 12 latach pojechał do domu - bezcenny. Wtedy też płaczę, ale ze szczęścia. Wtedy ładuję akumulatory na kolejne smutne dni, kiedy odprowadzasz psa za kraty i mówisz: "zostań...dobry pies...ktoś cię kiedyś pokocha...wypatrzy...zobaczysz..." połykasz łzy, ciągniesz nosem, uciekasz wzrokiem od mijanych ludzi i zwiewasz jak najdalej, żeby nie myśleć, że nie zabierasz ich do swego domu...
czwartek, 29 września 2016
Rudolf - smutek psa
Cały czas myślę o Rudym... Nie mogę przestać. Widzę jego oczy wpatrzone błagalnie we mnie. Pamietam łapę, którą wystawia przez kraty.. jakby prosił.. jakby chciał powiedzieć.."sorry, nie wiem co się stało, ja na serio nie jestem zły... ja cię strasznie potrzebuję..." Wiem, że w tym momencie personalizuję, że przesadzam, że to nie człowiek, to tylko pies, że do cholery przecież nie mówi! Tylko pies... To u nas pokutuje. Tylko pies może być zbity. Tylko pies może być wiązany. Tylko pies może cierpieć. Cierpieć? Przecież tylko człowiek cierpi. Pies? Pies to według polskiego prawa przedmiot. Przedmiot nie ma uczuć. Przedmiot nie cierpi.
I dlatego o nim cały czas myślę. Dlatego nie daje mi spokoju. 6 lat cierpienia w ukryciu, w ciszy... Tylko czy napewno w ciszy? Bity pies piszczy, skomle, wyje. Pies katowany wydaje dźwięki. Pies katowany w bloku, w Warszawie, w centrum miasta musi być przez kogoś słyszany! Jak to się dzieje, że ludzie nie reagują? Że nie słyszą? Że mogą żyć za ścianą, która płacze... Jak to jest? Ja nie wiem. Ja nie mogę żyć patrząc na tę psią bezsilność, na ogrom biedy jaką można zobaczyć w ich oczach. Na ból, na to co w ich głowach się dzieje. Poniewierane przez los, zawiedzione przez człowieka, zostawione same sobie i złymmyślom, które rodzą się w chorych umysłach. Niektóre psy nie wytrzymują katowania. Umierają, odchodzą tam gdzie jest lepiej. Ale Rudy jest silny. Jest psem, w którego korzeniach widać moc amstaffa, zacięcie pit bulla. I to chyba jego przekleństwo. Bo przeżył, bo dał radę. Nie pokonali go. Fizycznie nie zwyciężyli. Ale psychicznie wykończyli. Zabrali spokój, zrównoważenie, radość życia. Zabrali spokojny, cichy sen. Nauczyli, że człowiek to zło. Że znikąd pomocy. Że będziesz zdychał sam, dlatego bo ponieważ.
Cały czas myślę. Wiem, że muszę mu pomóc. Za wszelką cenę. Że będę żebrać o pieniądze na jego resocjalizację. Że zrobię wszystko, żeby znów uwierzył, że są też ludzcy ludzie. I że człowiek może brzmieć dumnie. Rudy, jeszcze przyjdzie twój czas. Jeszcze pokochasz, uwierzysz, zaufasz...
I dlatego o nim cały czas myślę. Dlatego nie daje mi spokoju. 6 lat cierpienia w ukryciu, w ciszy... Tylko czy napewno w ciszy? Bity pies piszczy, skomle, wyje. Pies katowany wydaje dźwięki. Pies katowany w bloku, w Warszawie, w centrum miasta musi być przez kogoś słyszany! Jak to się dzieje, że ludzie nie reagują? Że nie słyszą? Że mogą żyć za ścianą, która płacze... Jak to jest? Ja nie wiem. Ja nie mogę żyć patrząc na tę psią bezsilność, na ogrom biedy jaką można zobaczyć w ich oczach. Na ból, na to co w ich głowach się dzieje. Poniewierane przez los, zawiedzione przez człowieka, zostawione same sobie i złymmyślom, które rodzą się w chorych umysłach. Niektóre psy nie wytrzymują katowania. Umierają, odchodzą tam gdzie jest lepiej. Ale Rudy jest silny. Jest psem, w którego korzeniach widać moc amstaffa, zacięcie pit bulla. I to chyba jego przekleństwo. Bo przeżył, bo dał radę. Nie pokonali go. Fizycznie nie zwyciężyli. Ale psychicznie wykończyli. Zabrali spokój, zrównoważenie, radość życia. Zabrali spokojny, cichy sen. Nauczyli, że człowiek to zło. Że znikąd pomocy. Że będziesz zdychał sam, dlatego bo ponieważ.
Cały czas myślę. Wiem, że muszę mu pomóc. Za wszelką cenę. Że będę żebrać o pieniądze na jego resocjalizację. Że zrobię wszystko, żeby znów uwierzył, że są też ludzcy ludzie. I że człowiek może brzmieć dumnie. Rudy, jeszcze przyjdzie twój czas. Jeszcze pokochasz, uwierzysz, zaufasz...
Historia Rudego:
Wydawało się, że szczęście się do niego uśmiechnęło - bardzo szybko ktoś go wypatrzył. Dobra, wspaniała osoba. Pokochała jego uśmiech, błagalne spojrzenie. Ale nie wiedzieliśmy o Rudolfie wszystkiego... Jego życie nie było dobre. Trudno nawet powiedzieć, że było ciężkie...
Adoptowany jako szczeniak ze schroniska na Paluchu 6 lat temu przez ludzi, którzy psa mieć nie powinni. Przez 6 lat bezimienny, przez 6 lat bity, straszony, wiązany do kaloryfera. Czasem tak bity, że łapy się łamały... Ciężko to pisać, ciężko o tym myśleć...
Czy mógł źle kojarzyć człowieka? Czy ruch ręki mógł mu przypomnieć coś złego?
Ale tego nie wiedzieliśmy. Nie wiedziała tego osoba, która chciała Rudemu dać dom. Ugryzł. Rzucił się, zaatakował. Po wszystkim skulił się i trząsł. Nie wiedział co się dzieje. Bał się. Wszyscy się bali.
Powrót do schroniska. Straszny smutek wszystkich, którzy znali sytuację.
Po pogryzieniu długie leczenie, ogromny żal, ból, bo Człowiek, ten dobry, kochany zdążył pokochać, mieć nadzieję.
Ale Rudego nie można się bać. Bo wtedy nic z tego nie wyjdzie.
Rudy potrzebuje Człowieka, który miał trudne psy. Człowieka, który będzie pracował, który pokaże, że nie trzeba się bać. Że ręce służą do pracy, do karmienia, nalewania wody, nie do bicia, nie do katowania... Być może Rudy nigdy nie będzie chciał być głaskany, być może nie będzie potrzebował przytulania. Być może... ale wystarczy, że uwierzy, że ręka oznacza dobro...
W schronisku Rudolf jest wesoły. Z utęsknieniem czeka na spacery, na człowieka w swoim boksie. Często ma uśmiechnięty pysiek. Ale można zobaczyć też smutek w jego oczach, można zobaczyć tęsknotę. Wtedy jest bardzo smutno. Wtedy chce się wyć...
Wydawało się, że szczęście się do niego uśmiechnęło - bardzo szybko ktoś go wypatrzył. Dobra, wspaniała osoba. Pokochała jego uśmiech, błagalne spojrzenie. Ale nie wiedzieliśmy o Rudolfie wszystkiego... Jego życie nie było dobre. Trudno nawet powiedzieć, że było ciężkie...
Adoptowany jako szczeniak ze schroniska na Paluchu 6 lat temu przez ludzi, którzy psa mieć nie powinni. Przez 6 lat bezimienny, przez 6 lat bity, straszony, wiązany do kaloryfera. Czasem tak bity, że łapy się łamały... Ciężko to pisać, ciężko o tym myśleć...
Czy mógł źle kojarzyć człowieka? Czy ruch ręki mógł mu przypomnieć coś złego?
Ale tego nie wiedzieliśmy. Nie wiedziała tego osoba, która chciała Rudemu dać dom. Ugryzł. Rzucił się, zaatakował. Po wszystkim skulił się i trząsł. Nie wiedział co się dzieje. Bał się. Wszyscy się bali.
Powrót do schroniska. Straszny smutek wszystkich, którzy znali sytuację.
Po pogryzieniu długie leczenie, ogromny żal, ból, bo Człowiek, ten dobry, kochany zdążył pokochać, mieć nadzieję.
Ale Rudego nie można się bać. Bo wtedy nic z tego nie wyjdzie.
Rudy potrzebuje Człowieka, który miał trudne psy. Człowieka, który będzie pracował, który pokaże, że nie trzeba się bać. Że ręce służą do pracy, do karmienia, nalewania wody, nie do bicia, nie do katowania... Być może Rudy nigdy nie będzie chciał być głaskany, być może nie będzie potrzebował przytulania. Być może... ale wystarczy, że uwierzy, że ręka oznacza dobro...
W schronisku Rudolf jest wesoły. Z utęsknieniem czeka na spacery, na człowieka w swoim boksie. Często ma uśmiechnięty pysiek. Ale można zobaczyć też smutek w jego oczach, można zobaczyć tęsknotę. Wtedy jest bardzo smutno. Wtedy chce się wyć...
pSoR nie tylko na FB
Kochani!
Z racji pewnych ograniczeń FB i faktu, iż nie wszyscy z FB chcą korzystać, postanowiłam rozszerzyć naszą "działalność" i stworzyć bloga. Mam nadzieję, że w połączeniu z fanpagem pSoR ten blog dotrze do jeszcze większej rzeszy ludzi co przełoży się na większą liczbę adopcji.
Zaczynamy...
Z racji pewnych ograniczeń FB i faktu, iż nie wszyscy z FB chcą korzystać, postanowiłam rozszerzyć naszą "działalność" i stworzyć bloga. Mam nadzieję, że w połączeniu z fanpagem pSoR ten blog dotrze do jeszcze większej rzeszy ludzi co przełoży się na większą liczbę adopcji.
Zaczynamy...
Subskrybuj:
Posty (Atom)